sobota, października 13, 2018

"Będzie tak jak chcesz."

Miałam szczęśliwe dzieciństwo.  Tęsknię za tymi dniami, gdy wszystko wydawało się takie proste i nieskomplikowane. Za tymi dniami, gdy czułam się bezpiecznie - kladlam głowę na kolanach osób które kochałam i słuchałam ich historii. Gdy małe gesty były najważniejsze a uśmiech dawał więcej światła niż elektryczność.

-Będzie tak jak chcesz. - powiedziała.
A może tylko mi się to przyśniło?

Wspomnienia wracają i boli mnie ich odległość.
Teraz powinnam patrzeć tylko przed siebie.

piątek, lipca 27, 2018

Pusta lalka.

Wychodzę z pracy bo mam dość,  musze odpocząć, wyciszyć się. Po drodze zahaczam o mieszkanie mojego ojca ale nikt nie odbiera domofonu wiec idę kawałek dalej usiąść na ławce przed moją dawną szkołą podstawową. Ostatni raz gdy tu byłam czekałam na swoją śmierć popijając tabletki psychotropowe wodą. Parę godzin później miałam już płukanie żołądka w szpitalu który jest tuż obok. To było rok przed matura. Juz wtedy wiedziałam, że mogę spaść tylko niżej. Bałam się bo nie wiedziałam co dalej ze sobą zrobić. Co jest po maturze? Życie? Teraz mam najlepsza stawkę za godzinę. Nie sądzę by lekarze po cholernie trudnych studiach zarabiali tyle co ja. Jednak to wszystko jest puste, ja jestem pusta w środku. Długo umierałam i boleśnie. Nie ma mnie, nie żyje i juz nic mnie nie boli. Six feet under. Jest mi cholernie dobrze.

niedziela, lipca 08, 2018

Rozsadza mnie gniew.

Jesteś małą rozpuszczoną dziewczynką zalaną łzami.
Akurat trafiłam na 10 ostatnich minut filmu "Wołyń" w telewizji... i bardzo potrzebuje paczki chusteczek higienicznych i czyjegoś ramienia.

W takich właśnie chwilach chce umrzeć. Wtedy kiedy uświadamiam sobie, że ludzie to nie zawsze ludzie, niektórzy to potwory. Wtedy właśnie chcę zamknąć oczy i juz tego nie widzieć,  zapomnieć, nie myśleć juz o tym.

Księżniczka, leń, śpioch, spóźnialska,  zawiodłam kogoś..., zraniłam, dzieciak, cipa. Weź się w garść cholero. Chciałaś zmieniać świat i ile już zrobiłaś? Nawet nie wiem co zrobić. Zamykam oczy, zatykam uszy. Chcę złapać za broń i zabić zanim oni zabiją, ale nie mam broni i nie wiem do kogo strzelać.

Jestem taka sama jak Ty.

środa, maja 30, 2018

Jestem Sam.

To był jeden z tych dni, gdy straciłam kontakt z rzeczywistością. Nogi same poniosły mnie pod dobrze znany mi blok, wiele lat temu bywałam tu codziennie. Szybko zerkam na czwarte piętro, ale ciężko stwierdzić czy ktoś tam na mnie czeka. Wciskam numer mieszkania i odbiera jej matka.
-Nie ma jej w domu. - mówi.
-Kiedy wróci?
-Wieczorem.
I tak nie mam dokąd pójść więc czekam. Odmierzam czas spalonymi papierosami. Gdy słońce zachodzi robi się zimniej więc wkradam się za kimś na klatkę schodową i siadam na schodach. Czekam już kilka godzin. W końcu przysypiam. Za każdym razem, gdy ktoś wchodzi na klatkę podrywam głowę do góry, ale to nie ona. Tak naprawdę nie chodzi o to czy przyjdzie, chodzi o samo czekanie, o to, że nie chce nigdzie wracać, o to, że mi tam wygodnie i ciepło. W nocy słyszę krzyki sąsiadów, gdzieś toczy się bitwa, ale czy wojna? Około 2 w nocy widzę jak wchodzi na korytarz. Na jej twarzy maluje się zaskoczenie, gdy zauważa mnie siedzącą na ziemi.

-Co tu robisz?
-Szukam miłości.
-Idziesz zapalić? - pyta, po czym szybko dodaje - Sam przyjdzie.

Kiwam głową. Reszta słów, gdzieś się rozpływa, rozmazuje. Nie potrafimy już ze sobą rozmawiać.


Wychodzę z domu i nikt nie pyta o której wrócę, albo czy w ogóle wrócę. Wszyscy są przybici śmiercią dziadka. Chcę się troszkę zniszczyć, być może gdzieś potańczyć i stracić zmysły. Tęsknię za widokiem dziadka w mundurze. Jadę więc do pubu tuż koło akademii wojskowej, zamawiam piwo i obserwuję ludzi wokół. W końcu kogoś zaczepiam, rozmawiamy chwilę, ale straciłam swój urok i nie mam ochoty wkładać uśmiechniętej maski, więc szybko tracą mną zainteresowanie. W końcu mam dość, czuję się zmęczona i wbiegam do jakiegoś nocnego autobusu. Nie wiem jak wrócę do domu - być może będę musiała improwizować - złapię stopa czy przejdę 10 km piechotą przez pola? Problem rozwiązuje się sam, gdy budzę się gdzieś na końcu świata, gdy autobus kończy swój kurs. Chwilę rozmawiam z kierowcą, przypomina mi odrobinę z wyglądu polskiego rapera o ksywie Słoń. Rzucam paroma dwuznacznymi zdaniami, co ewidentnie mu się coraz bardziej podoba. Obiecuje mi pomóc w powrocie do domu, gdyż za jakieś kilkanaście minut znów rusza w odwrotną stronę, a po drodze zmienia go jego kolega z pracy. Wychodzimy na zewnątrz by zapalić papierosa, a ja przyciskam go do ściany przystanku i zaczynam całować.W końcu musimy wrócić do autobusu, stoję przy jego kabinie i rozmawiamy.

-Masz ochotę na seks? - pytam.
-No pewnie. - śmieje się.
-To kup gumki.
-Serio? - widzę, po jego minie, że myśli, że sobie żartuję, ale, gdy zmienia go jego znajomy za kierownicą wysiadamy i idziemy w stronę stacji benzynowej, a on pyta:

-Naprawdę mam kupić gumki?
-Tak, kup.

W trakcie zauważam obrączkę na jego ręce. Po wszystkim znów wsiadamy do autobusu i podjeżdżamy parę przystanków dalej. Próbuje wypytywać się mnie gdzie mieszkam i jak się nazywam, ale wszystkie pytania zbywam, lub po prostu zmyślam coś na poczekaniu. Jest już ranek. Wysiadamy na tym samym przystanku, ja idę na kolejny przystanek poczekać na autobus prosto pod mój dom, a on kieruje się w stronę jakiejś uliczki. Odchodząc mówi:
-Pewnie już się nie spotkamy... Sama przyjdziesz.

piątek, kwietnia 20, 2018

Musze być skałą.

-Dobrze mi z Tobą. - mówi.
Uśmiecham się i uprzedzam, że dziś źle się czuje. Zachowajmy wiec pewien dystans. Nie lubie opowiadać co łamie mi serce. Czasem mam nadzieje, ze ktoś zauważy po oczach, ale są suche. Widzę jak ukradkiem spływają trzy łzy jak grochy, gdy mówi ze nie chce być sam. Nikt nie chce. Ale tłumaczy ze to nie ma znaczenia bo dziś lezymy razem nago w ciemnym pokoju. Wiec tylko dwie osoby tu się liczą. A może tylko jedna... - przechodzi mi przez myśl. Bo mnie i tak nigdzie nie ma, a oczy mam suche i nieprzeniknione. Gdy wychodzi mam wrażenie, że już nie wróci. Bo do kogo miałby wracać?

Gdy wchodzę na szpitalna sale ledwo ją rozpoznaje. W ciągu doby zmieniła się w pobladłą zmęczoną staruszke. Ja tez chce mieć do kogo wracać. Chce żeby ludzie których kocham żyli wiecznie. 
-Nie będę oglądać telewizji. Teraz powinnam się modlic o zdrowie. - mówi gdy daje jej dwuzlotowki do maszyny.
-Masz jakąś ulubiona modlitwę? - pytam.
Zaczyna recytowac a ja udaje, że znam dobrze slowa. Potem się żegna ze mną jakby miał być to ostatni raz. Nikt nie lubi pożegnań. 

poniedziałek, kwietnia 02, 2018

Złamany kręgosłup, połamane ręce, lęk wysokości i śmierć z jego braku.

-Cześć mała!  - krzyczy z daleka gdy tylko zbliżam się do ogrodzenia jego podwórka.
Stoi obok pięknego klasycznego motoru.
-Zobacz co mam. - śmieje się.-Chcesz się przejechać?
Oczywiście, że chce.

Siadam za nim i łapie go w pasie. Podjeżdzamy powoli do bramy terenu wojskowego a on odwraca się i mówi : "To będzie nasza tajemnica. Nie mów o tym nikomu, dobrze?" 
Oczywiście, że nic nie powiem. Jestem zawsze po Twojej stronie.

Gdy przyspiesza na zakrętach serce podchodzi mi do gardła. Zaczynam mimowolnie krzyczeć. Pożera mnie strach. Widzę przed oczami jak nagle tracimy kontrolę i zdzieramy skórę o szorstki asfalt.
-Musisz przechylać się w tą stronę co ja, bo inaczej się wywalimy. - śmieje się.
-Boje się. - mówie.
-Taka duża i się boi?

(...)

-Szymon jest w szpitalu. Miał wypadek na motorze. - mówi jego brat. - Pomożesz nam trochę?
-No pewnie, że pomogę.

Snopki siana, które musimy wrzucać na przyczepe są ode mnie dwa razy większe. Za trzecim razem przewracam sie pod ich ciężarem.
-Cholera! - lknie Łukasz. -Chciałem dziś iść na imprezę ale nie skończymy tej roboty chyba do rana.
-Ej, mała. Zrobimy to inaczej. - mówi wysiadając z traktoru. Podchodzi, bierze pod pachę i sadza na fotelu przy kierownicy.
-Dam Ci szybką naukę prowadzenia tego cudeńka. Jak działa kierownica, wiesz. Tu masz biegi. To hamulec, a to gaz. Dasz rade?
-Tak.
-No dobra. Tylko nie jedź za szybko.

(...)

-Co Ci się stało? - pytam zdziwiona na widok Malwiny z obydwoma rękoma w gipsie. 
-Spadłam z tej drabiny na którą wdrapujemy się żeby zbierać czereśnie.
-Jakim cudem? Ja wiele razy po niej wdrapywałam się aż na sam koniec...
-Nie wiem. Nagle straciłam równowagę. W sumie to prawie tak jakbym spadła z drugiego piętra. Podasz mi te zeszyty? Musze nadrobić zaległości bo dość długo nie było mnie w szkole. - zmienia temat.
-Proszę. - mówie podając stos notatników. -Pomoc Ci jakoś? - pytam zatroskana.
-Chcesz mi pomóc trochę w przepisywaniu zaległości?
-I tak nie mam nic innego do roboty.- uśmiecham się i wzruszam ramionami.

(...)

Wchodzę na korytarz bez pukania, tak jak milion razy wcześniej. Gdzieś pod nogami kręci mi się kot. Pukam do drzwi i nasłuchuje. Nikt nie otwiera. Juz mam zamiar odwrócić się i wracać do domu, gdy z góry po schodach na klatce schodzi ojciec Malwiny i jej braci i mówi :

-Na razie ich nie ma, ale powinni niedługo wrócić. Jeśli chcesz możesz poczekać u mnie.

Więc idę w górę schodów zapominając o tym jak pani Danka przychodziła do nas ukradkiem z siniakami na całym ciele, żebyśmy schowali jej cenną biżuterię, czasem też pieniądze. Zapominając o tym jak wiele razy widziałam tego faceta zataczającego się gdzieś pod sklepem. Zapominając o ostrzeżeniach moich przyjaciół na których teraz czekałam, by omijać go szerokim łukiem i nie słuchać jego bełkotu. Wchodzę do pokoju i siadamy na fotelach.
-Chcesz piwa? -pyta.
-Chętnie. - odpowiadam zbita z tropu. Nie wiem czy jest świadomy tego, że jestem nie pełnoletnia. Mam dopiero 17 lat.
Wychodzi i wraca z piwem.
-Może coś obejrzymy? - pyta a ja wzruszam ramionami. Wstaje po pilota i włącza telewizor.
-Mam fajny film. Puszcze Ci. Może Ci się spodoba. - mówi biorąc łyk piwa i przełącza na tryb wideo, a w telewizorze zaczyna lecieć jakiś pornol.
W tym momencie już sama nie wiem czy chce mi się płakać czy śmiać. Świat jest zły.  Ludzie są źli. Pełno tu tego robactwa.
-To ja już pójdę. -wstaje z fotela jak na komendę.
On też wstaje, podchodzi do mnie i próbuje złapać za piersi. Wiec chwytam swoją kurtkę i biegnę do drzwi. Zamknięte na klucz.
-Otwórz je. - mówie spokojnie i stanowczo.
-Jeszcze nie musisz iść. - odpowiada.
Staram się nie wpaść w panikę. Szukam jakiegoś rozwiązania. Walka lub śmierć.
-Otwórz bo zacznę wrzeszczeć.  - choć mowiac to już wtedy prawie krzyczę.
Widzę, że się zastanawia. Liczy za i przeciw.
-I tak nikogo nie ma w domu. - syczy.
-Niedługo wrócą. - staram się zachować zimną krew i być pewna siebie.
Chyba uwierzył bo w końcu wyciąga klucz z kieszeni i otwiera drzwi, a ja wybiegam.
Znów uciekam. Nie oglądam się za siebie i wiem, że już tam nie wrócę.

(...)


Pomagam mamie w kuchni. Zwykłe codzienne czynności.
-Wiesz, że mąż pani Danki nie żyje? - rzuca od niechcenia w moją stronę.
-Zapił się?
-Nie, spadł z drabiny, ale prawdopodobnie był pijany.



środa, marca 21, 2018

Wytłumacz mi.

Zmarli wszyscy którzy walczyli. I smutno mi z tego powodu.
Zamiast więc bawić się z przyjaciółmi sylwestra spędzam u znajomych rodziców.
Siedzimy i pijemy. Ja milcze. Oni mówią. Czekają na nienarodzone dziecko. Gdy już alkohol krąży w żyłach Pan domu chce mnie po nim oprowadzic.
Tu jest kotłownia. Tu mój gabinet. A w gabinecie na ścianach różne rodzaje broni. Wiec wspominam coś o wojsku bo tęsknię wciąż za dziadkiem. "W wojsku są same pedały."- mówi. A ja szybko gryze się w język choć mam ochotę coś warknąć oburzona.
Tu jest sypialnia. Tu wejście do garderoby. Wchodzę przodem, a on muska mnie dłonią po plecach w wycięciu sukienki. Staje się wiec martwa i zimna.
Wychodzę z garderoby. On za mną. Pani domu wchodzi oburzona. Inteligentna kobieta. Wyczuwam jej złość na kilometr. Mówi coś co brzmi dla mnie jak "wracaj Ty tepaku, zaraz w mordę dostaniesz".
-Zaraz wracamy.
Wychodzi zrezygnowana. Ostatni pokój dla dziecka. Ja nigdy nie miałam takiego pokoju.
"Chodźmy juz." - wydaje komendę choć znaczy to tyle samo co "zostaw mnie w spokoju jeśli nie masz nic do powiedzenia".

piątek, marca 09, 2018

Jestem głosem, który każe Tobie niszczyć, nie ufać nigdy.

-Przecież interesowałaś się makijażem...- mówi moja babcia. -Czemu więc teraz nie podoba Ci się ta szkoła?

Czuje jak nagle narasta we mnie złość i gniew, a zaraz potem rezygnacja. Ona niczemu nie jest winna, nie mam po co krzyczeć. Nikt nie słucha. Uspokajam się i odpowiadam:
-Niby kiedy? Nigdy tym się nie interesowałam. Chyba, że wtedy kiedy w liceum pogorszyła mi się cera i zaczęłam używać podkładu...

...tak samo jak każda dziewczyna w moim wieku. Niektóre zaczęły nawet o kilka lat wcześniej.

I znów wraca do mnie ta natrętna myśl,  że jestem nie tam gdzie być powinnam. Nie mam po co krzyczeć. Nie mam co płakać nad rozlanym mlekiem. Oni nie pamiętają tego jak byłam w pierwszej liceum i mówiłam, że przeniosę się do klasy wojskowej. Powiedziałam raz i usłyszałam to co zawsze.

"Nie dasz rady."
"Jesteś zbyt leniwa."
"Jesteś wrażliwa."
"Po co Ci to?"
"Kobiety nie powinny robić takich rzeczy."

I tak w kółko.

Czy zdają sobie sprawę z tego że się mylą?

Czas to jest pistolet.

-Cześć mała! - słyszę i dostaje nagle kuksańca w żebra.

To Szymon, syn mojej sąsiadki u której właśnie bawiłam się z kotami. Jest starszy ode mnie o jakieś 10 lat i jego ulubionym zajęciem jest dokuczanie mi w taki sposób jakby był moim rodzonym bratem.

-Co robisz? - pyta z tajemniczym uśmiechem.
-Bawię się. - odpowiedzialam.

Byłam wtedy mniej więcej w wieku około 10 lat a on 20.

-Mam fajniejsza zabawę. Chodź. Pokaże Ci.

Przez chwilę zastanawiałam się czy to nie jest jakiś podstęp i czy za chwile nie złapie mnie za nogi i będzie trzymał tak długo aż zacznę błagać o litość.

-No nie bój się!  Chodź! - zaśmiał się widząc mój niepokój.

Poszliśmy na polanke pomiędzy jego domem a terenem wojskowym. Czekal tam na nas jego brat - Łukasz. Trzymał w rekach srebrny pistolet i celowal w niebo.

-Chcesz spróbować postrzelac?  - zapytał.

Kiwnelam głową.

-Tylko ostrożnie. To jest spust. Nie pociagaj za niego i nie dotykaj dopóki nie powiem. Celuj tylko w niebo, żebyś nikogo nie zabiła. I uważaj na odrzut. Najlepiej złap obydwoma rękami. Dobrze.

Pistolet wydawal mi się cięższy niż przypuszczałam. Trzymałam go teraz obiema rękami i celowalam w niebo. Za mną stał Łukasz i podtrzymywal lekko moje łokcie.

-Teraz pociagnij za spust.

Gdy to zrobiłam pistolet lekko mną szarpnal. 

-Uuuu! Co za strzał! - krzyknął Szymon - Dobrze ze akurat żaden samolot nie startował bo byś go zestrzelila.

I tak oto pierwsza lekcja strzelania zaliczona...



czwartek, marca 08, 2018

Wojskowe zapałki.

Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy dostałam od Ciebie wojskowe zapałki jak z filmów z Johnnym Deepem, który odpalał je od zębów. Podjechałeś samochodem z kolegą i mówisz mi, że stara dupa juz ze mnie. Jak zwykle mi dokuczasz, jak starszy brat, a ja to ignoruje. Jadę na obóz i pakuje zapałki, manierke, śpiwór i mapę. Zapominam o Tobie. Ty w tym czasie znajdujesz żonę. Rodzą wam się dzieci. Gdy mnie spotykasz juz się nie uśmiechasz, nie odzywasz się. To najlepszy prezent jaki od Ciebie dostałam.

wtorek, marca 06, 2018

Deszczowa noc gdzieś na końcu świata.

Nadchodzi zmrok. Zbieramy liście trawy i gałęzie,  żeby zbudować szałas w którym spokojnie zasniemy, rozpalić ognisko i trochę się ogrzać. Gdy szałas jest już gotowy zaczyna padać deszcz. Przykrywamy go więc swoimi plaszczami przeciwdeszczowymi i wchodzimy do śpiworów. Eweline znam od podstawówki, kiedyś się przyjaznilysmy. Lezymy same w ciemnym lesie. Tu jest bezpiecznie, tu nie ma ludzi i kabla od żelazka Twojego ojca. - myślę sobie. Mnie też już nie przeraża nieprzenikniona ciemność. Najgorsze co może nas spotkać to jedynie jakiś dzik szukający jedzenia. Tu nie ma kabla od żelazka Twojego ojca. Chwilę rozmawiamy i zapadamy w sen. To był męczący dzień, a nad świtem musimy wyruszyć w drogę. Kompas trzymam w kieszeni. Jeśli jutro nie wrócimy to zaczną nas szukać. Ale wrócimy, zawsze wracamy. Jesteśmy harcerkami, las to nasz dom, jutro wrócimy do obozu i wykapiemy się w jeziorze, zjemy ciepły posiłek. A gdy obóz się skończy wrócisz do swojego ojca z kablem od żelazka w ręku, a ja przyjdę do Ciebie mając nadzieję, że nie będzie go w domu i znów pójdziemy na spacer nad morze lub do lasu. Las to nasz dom.

Potrzebuję odrobiny adrenaliny.

To uczucie wraca do mnie jak gorączka - że zapomniałam o czymś ważnym i powinnam teraz biec jak najdalej, uczyć się strzelać i nurkować w ciemne korytarze. Powinnam tam być, na jakiejś misji, ktoś mnie potrzebuje, dodatkowej pary rąk. Powinnam iść jak najprędzej na komisje wojskową i znów czuć jedynie smutek i wolność, ale nie przyjmą mnie. Jestem przecież wariatką... No cóż nie wydaje mi się to sprawiedliwym określeniem. Bo czy nie jestem taką samą wariatką jak Ci którzy zgodzili się na misje w Iraku, albo Afganistanie? I znów czuję się jak dziecko, które bardzo czegoś chce ale nie może tego dostać, po raz pierwszy od dawna zbiera mi się na płacz. "Piczku materi"- szydzę - znów nie zasnę, muszę gdzieś biec, coś zrobić. Nierealne marzenia. Czeka mnie nudna przyszłość.

-Zapisałam się na kurs barmański. - mówię przyjacielowi.
-Oj, Wisienka. Ty już wszędzie i wszystkim byłaś. Wizażystką, tajną agentką i jeszcze barmanem chcesz zostać? - śmieje się.
-Czemu nie? Jak wyrobię prawko to jeszcze taksówkami trochę pojeżdżę.
- I książkę napisz. Chętnie przeczytam.

- Niech zgadnę... - mówi Merlin. Jest anarchistą, pełnym adrenaliny we krwi, mimo wszystko nie boję się go.- Pochodzisz z dobrego, bogatego domu.
-Nie, nie jesteśmy bogaci, ale też nie biedni. Skąd ten wniosek?
-Nie jesteś przypadkiem trochę rozpuszczona?
-Nie sądzę... - odpowiadam i szybko analizuję swoje życie.

Bo jeśli coś chciałam - musiałam na to zapracować, tak było od małego. W wieku 16 lat jeśli chciałam mieć pieniądze to musiałam iść do pracy i sama je zarobić. Rodzice jednak nie odmawiali mi nigdy jedzenia, wody, albo ubrań - chyba, że były za drogie, wtedy sama musiałam je kupić.
W podstawówce pomagałam w gospodarstwie i opiekowałam się młodszą sąsiadką, w gimnazjum roznosiłam ulotki, a w liceum pracowałam na zmywaku, w call center, jako opiekunka i sprzątaczka.
Jednak nie jestem Merlinem, zatwardziałym anarchistą, który nie miał rodziny i nikt nigdy mu nie pomagał finansowo... Zresztą nie tylko finansowo.

-Trzy razy celowałem w głowę, ale broń wypaliła dopiero za czwartym razem. W ten sposób przestrzeliłem sobie rękę. - opowiada.

Jednak żle go oceniłam. - myślę.

piątek, lutego 02, 2018

granica

-Ty nie jesteś schizofreniczką, nie jesteś chora. - mówi wyciągając coś z lodówki.

Siedzimy w kuchni i palimy papierosy. Dziś popielniczka odbija światło słoneczne tworząc tęczę na ścianach. Przyglądam mu się badawczo, czekam aż mi wytłumaczy co jest ze mną nie tak, ale on więcej już nic nie mówi. Ja też już nie chce tego słuchać, przerabiać po raz tysięczny te same tematy. Pozostają otwarte. Nie pytam go gdzie był i co robił, on nie pyta czemu płaczę. Przytula mnie i łapie za rękę. Tyle mi wystarczy by się uspokoić.

-Niektórzy faceci skrywają swoje uczucia. - tłumaczy. Ale nie wiem o kim mówi i po co to mówi, Nie chce wiedzieć.

-To jednak nie była schizofrenia. Bardziej prawdopodobne, że to borderline. Osobowość z pogranicza. - tłumaczy mój psychiatra. Osiem lat - tyle zajęło stwierdzenie tego, że to jednak nie schizofrenia. Nie jestem nawet na niego zła. Na nikogo. I tak nic nie czuje. Jestem martwa w środku. Lepsze to od bólu.

Dziewczyna z pracy wykrzykuje w moją stronę najgorsze wyzwiska. Przez chwilę mam wrażenie, że krzyczy o sobie, a nie o mnie. Odrobinę bawi mnie jej wykrzywiona twarz. Olewam to, ale to ją coraz bardziej nakręca. Więc krzyczy dalej. Mogłaby tak godzinami. Niech krzyczy. Przecież i tak nic nie czuje. Zmywam się stamtąd dopiero kiedy zdaję sobie sprawę, że za chwile być może się na mnie rzuci jak wściekły pies. Ne muszę przez to przechodzić. Marnowanie czasu i energii. Rzadko kiedy wybucham. W ogóle ciężko mnie wytrącić z równowagi.

poniedziałek, stycznia 29, 2018

people like you fuck people like me fuck people like you

Trzęsą jej się ręce, zaciąga się nerwowo papierosem. I zaczyna swoją historię.
-Wydawał się miły i normalny. Wiec jak skończyłam prace poszliśmy razem do klubu. Zalil się na swoją żonę i dzieci, mowil że bierze rozwod. W końcu pojechaliśmy do niego. Nad ranem powiedział ze jeśli chce mogę już iść. Zadzwoniłam po znajomego żeby po mnie przyjechał ale on nie chciał mi podać adresu. Nagle strasznie się wkurzył. Zaczął mnie bić,  dusic. Powiedział ze utopi mnie w wannie. Nie chciał mnie wypuścić z domu. Mówił ze zawiezie mnie do lasu i zabije. Zadzwonił po jakiegoś znajomego i mówił żeby wziął sprzęt do tortur. Ucieklam przez taras, przez płot choć złapał mnie za nogę i nie chciał puścić.

Przyglądam się jak próbuje zachować spokój mówiąc o tym. Wiem ze nie jest moja przyjaciółka i nigdy nie będzie. Tu nie mozna nikomu ufac. Przytulam ją żeby mogła poczuć ze jest przy mnie bezpieczna, że nigdy jej nie skrzywdze. Przypominam sobie jak kiedys chciałam zmieniać świat. Jak się dziwilam czemu ludzie krzywdzą innych. Kiedy miałam jeszcze nadzieje.