piątek, kwietnia 20, 2018

Musze być skałą.

-Dobrze mi z Tobą. - mówi.
Uśmiecham się i uprzedzam, że dziś źle się czuje. Zachowajmy wiec pewien dystans. Nie lubie opowiadać co łamie mi serce. Czasem mam nadzieje, ze ktoś zauważy po oczach, ale są suche. Widzę jak ukradkiem spływają trzy łzy jak grochy, gdy mówi ze nie chce być sam. Nikt nie chce. Ale tłumaczy ze to nie ma znaczenia bo dziś lezymy razem nago w ciemnym pokoju. Wiec tylko dwie osoby tu się liczą. A może tylko jedna... - przechodzi mi przez myśl. Bo mnie i tak nigdzie nie ma, a oczy mam suche i nieprzeniknione. Gdy wychodzi mam wrażenie, że już nie wróci. Bo do kogo miałby wracać?

Gdy wchodzę na szpitalna sale ledwo ją rozpoznaje. W ciągu doby zmieniła się w pobladłą zmęczoną staruszke. Ja tez chce mieć do kogo wracać. Chce żeby ludzie których kocham żyli wiecznie. 
-Nie będę oglądać telewizji. Teraz powinnam się modlic o zdrowie. - mówi gdy daje jej dwuzlotowki do maszyny.
-Masz jakąś ulubiona modlitwę? - pytam.
Zaczyna recytowac a ja udaje, że znam dobrze slowa. Potem się żegna ze mną jakby miał być to ostatni raz. Nikt nie lubi pożegnań. 

poniedziałek, kwietnia 02, 2018

Złamany kręgosłup, połamane ręce, lęk wysokości i śmierć z jego braku.

-Cześć mała!  - krzyczy z daleka gdy tylko zbliżam się do ogrodzenia jego podwórka.
Stoi obok pięknego klasycznego motoru.
-Zobacz co mam. - śmieje się.-Chcesz się przejechać?
Oczywiście, że chce.

Siadam za nim i łapie go w pasie. Podjeżdzamy powoli do bramy terenu wojskowego a on odwraca się i mówi : "To będzie nasza tajemnica. Nie mów o tym nikomu, dobrze?" 
Oczywiście, że nic nie powiem. Jestem zawsze po Twojej stronie.

Gdy przyspiesza na zakrętach serce podchodzi mi do gardła. Zaczynam mimowolnie krzyczeć. Pożera mnie strach. Widzę przed oczami jak nagle tracimy kontrolę i zdzieramy skórę o szorstki asfalt.
-Musisz przechylać się w tą stronę co ja, bo inaczej się wywalimy. - śmieje się.
-Boje się. - mówie.
-Taka duża i się boi?

(...)

-Szymon jest w szpitalu. Miał wypadek na motorze. - mówi jego brat. - Pomożesz nam trochę?
-No pewnie, że pomogę.

Snopki siana, które musimy wrzucać na przyczepe są ode mnie dwa razy większe. Za trzecim razem przewracam sie pod ich ciężarem.
-Cholera! - lknie Łukasz. -Chciałem dziś iść na imprezę ale nie skończymy tej roboty chyba do rana.
-Ej, mała. Zrobimy to inaczej. - mówi wysiadając z traktoru. Podchodzi, bierze pod pachę i sadza na fotelu przy kierownicy.
-Dam Ci szybką naukę prowadzenia tego cudeńka. Jak działa kierownica, wiesz. Tu masz biegi. To hamulec, a to gaz. Dasz rade?
-Tak.
-No dobra. Tylko nie jedź za szybko.

(...)

-Co Ci się stało? - pytam zdziwiona na widok Malwiny z obydwoma rękoma w gipsie. 
-Spadłam z tej drabiny na którą wdrapujemy się żeby zbierać czereśnie.
-Jakim cudem? Ja wiele razy po niej wdrapywałam się aż na sam koniec...
-Nie wiem. Nagle straciłam równowagę. W sumie to prawie tak jakbym spadła z drugiego piętra. Podasz mi te zeszyty? Musze nadrobić zaległości bo dość długo nie było mnie w szkole. - zmienia temat.
-Proszę. - mówie podając stos notatników. -Pomoc Ci jakoś? - pytam zatroskana.
-Chcesz mi pomóc trochę w przepisywaniu zaległości?
-I tak nie mam nic innego do roboty.- uśmiecham się i wzruszam ramionami.

(...)

Wchodzę na korytarz bez pukania, tak jak milion razy wcześniej. Gdzieś pod nogami kręci mi się kot. Pukam do drzwi i nasłuchuje. Nikt nie otwiera. Juz mam zamiar odwrócić się i wracać do domu, gdy z góry po schodach na klatce schodzi ojciec Malwiny i jej braci i mówi :

-Na razie ich nie ma, ale powinni niedługo wrócić. Jeśli chcesz możesz poczekać u mnie.

Więc idę w górę schodów zapominając o tym jak pani Danka przychodziła do nas ukradkiem z siniakami na całym ciele, żebyśmy schowali jej cenną biżuterię, czasem też pieniądze. Zapominając o tym jak wiele razy widziałam tego faceta zataczającego się gdzieś pod sklepem. Zapominając o ostrzeżeniach moich przyjaciół na których teraz czekałam, by omijać go szerokim łukiem i nie słuchać jego bełkotu. Wchodzę do pokoju i siadamy na fotelach.
-Chcesz piwa? -pyta.
-Chętnie. - odpowiadam zbita z tropu. Nie wiem czy jest świadomy tego, że jestem nie pełnoletnia. Mam dopiero 17 lat.
Wychodzi i wraca z piwem.
-Może coś obejrzymy? - pyta a ja wzruszam ramionami. Wstaje po pilota i włącza telewizor.
-Mam fajny film. Puszcze Ci. Może Ci się spodoba. - mówi biorąc łyk piwa i przełącza na tryb wideo, a w telewizorze zaczyna lecieć jakiś pornol.
W tym momencie już sama nie wiem czy chce mi się płakać czy śmiać. Świat jest zły.  Ludzie są źli. Pełno tu tego robactwa.
-To ja już pójdę. -wstaje z fotela jak na komendę.
On też wstaje, podchodzi do mnie i próbuje złapać za piersi. Wiec chwytam swoją kurtkę i biegnę do drzwi. Zamknięte na klucz.
-Otwórz je. - mówie spokojnie i stanowczo.
-Jeszcze nie musisz iść. - odpowiada.
Staram się nie wpaść w panikę. Szukam jakiegoś rozwiązania. Walka lub śmierć.
-Otwórz bo zacznę wrzeszczeć.  - choć mowiac to już wtedy prawie krzyczę.
Widzę, że się zastanawia. Liczy za i przeciw.
-I tak nikogo nie ma w domu. - syczy.
-Niedługo wrócą. - staram się zachować zimną krew i być pewna siebie.
Chyba uwierzył bo w końcu wyciąga klucz z kieszeni i otwiera drzwi, a ja wybiegam.
Znów uciekam. Nie oglądam się za siebie i wiem, że już tam nie wrócę.

(...)


Pomagam mamie w kuchni. Zwykłe codzienne czynności.
-Wiesz, że mąż pani Danki nie żyje? - rzuca od niechcenia w moją stronę.
-Zapił się?
-Nie, spadł z drabiny, ale prawdopodobnie był pijany.