piątek, kwietnia 20, 2018

Musze być skałą.

-Dobrze mi z Tobą. - mówi.
Uśmiecham się i uprzedzam, że dziś źle się czuje. Zachowajmy wiec pewien dystans. Nie lubie opowiadać co łamie mi serce. Czasem mam nadzieje, ze ktoś zauważy po oczach, ale są suche. Widzę jak ukradkiem spływają trzy łzy jak grochy, gdy mówi ze nie chce być sam. Nikt nie chce. Ale tłumaczy ze to nie ma znaczenia bo dziś lezymy razem nago w ciemnym pokoju. Wiec tylko dwie osoby tu się liczą. A może tylko jedna... - przechodzi mi przez myśl. Bo mnie i tak nigdzie nie ma, a oczy mam suche i nieprzeniknione. Gdy wychodzi mam wrażenie, że już nie wróci. Bo do kogo miałby wracać?

Gdy wchodzę na szpitalna sale ledwo ją rozpoznaje. W ciągu doby zmieniła się w pobladłą zmęczoną staruszke. Ja tez chce mieć do kogo wracać. Chce żeby ludzie których kocham żyli wiecznie. 
-Nie będę oglądać telewizji. Teraz powinnam się modlic o zdrowie. - mówi gdy daje jej dwuzlotowki do maszyny.
-Masz jakąś ulubiona modlitwę? - pytam.
Zaczyna recytowac a ja udaje, że znam dobrze slowa. Potem się żegna ze mną jakby miał być to ostatni raz. Nikt nie lubi pożegnań. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz