Wiersze Dezyderii.

20.01.2018
niestrawność


coś od środka we mnie już gnije od dawna
miesza się w mojej krwi
brudem zalepia powieki umarłe
wzrok stępia i trudzi co świt
coś we mnie tu zgniło, umarło
coś we mnie usycha i tkwi
coś nie daje spokoju
na darmo jest dziwić się i unosić brwi

kiedyś oczy miałam przejrzyste i jasne
dziś zasmuca mnie pamięć tych dni
w inne miejsca błądziły me myśli
w innych miejscach były me sny

kiedyś byłam głupsza, naiwna
wierzyłam w moc słów, czynów też
teraz jednak zamieniam się w wilka

umiem uciec, ugryźć lub zjeść




Kobiecy wazon logiki.

kobieta zimna ze szkła krople jak wypustki łzy ukryte w środku rozpoczęte sercem - zakończone myślami z pereł

drzewo trójkątne od środka gnije w wodzie moczę usta

owal u dołu mętnie przygląda się blatu podłodze ścianom
jak oczy mieszczące się w dłoni

dość lekkie powietrze (a to tylko matematyka) zwężające się zielenią

czerwień zaokrąglona płatkami zdziwienia
początek opisany na pięcie znakiem zapytania
kończący się znakiem zapytania?



Wdowa

Uczucia stłumione dzienną dawką leków.
I te zdania "jutro będzie lepiej", " to minie".
Ciągłe okłamywanie siebie.
Spadam z krawężników.

Wiara zagłuszona codzienną nauką o świecie.
Stałeś się o te 21 gram lżejszy.
Ciągły smutek po stracie skażonej duszy.
Spadam z krawężników.

"Bo ten krawężnik to nie most, a jednak wciąż za daleko do jutra."



serce

nie pamiętam
nazwisk
adresów
telefonów
autorów
znanych
zwykle zapamiętuje
twarze i słowa
historii nie nucą mi do snu
choć w oczy zaglądam gdy śpią
zamiast towarzystwa
znajduję jedynie paczkę z wodą i pióro...
usta mi milkną
podobno powinnam zadać pytanie
ale komu? - przelatuje myśl
pusz - napis na drzwiach w sklepie
powrót do rzeczywistości
"-co podać? -śniadanie"
cała składam się z urwanych zdań
ciszy rzucanych kamieni
na wiatr
na wodę
na bezład
w porę
uświadamiam sobie
że przecież patrzę
w ścianę
luster
mi brak
czasem czasu
brak czasem nożyc
co by rozwiązały brak rozcięć
coraz bardziej boli
ta niewidoczna pętla
zaciskam się mocniej w sobie
w swoim ciele z niewidocznymi bliznami i tatuażami



puste słowa

sztuczny raj na ziemi wykreowano
mechanizm wsteczny zastosowano
przedłużają swoje nędzne życie
żyjąc skrycie
"A w sercu słodkie uczucie wolności,
że może porzucić to więzienie, gdy zechce."

tymczasem zamalujmy cztery ściany
pstrokatymi obrazami i jasnymi kolorami

Widzisz bramę?
Nie ma bramy!

że życie ludzkie jest tylko snem
już niejeden spostrzegł
i niejeden się obudził

zamalujmy cztery ściany
pstrokatymi obrazami i jasnymi kolorami

Widzisz bramę?
Nie ma bramy!



Próba samobójcza pani Dalloway.

Żyłam tak jak ty,
lecz nie jestem tobą.
Wciąż nie wiem co się dzieje
z tą moją głową.

Moje życie jest takie trywialne,
a trywialne oznacza marne.

Weszłam na wieżowiec
i usiadłam na krawędzi.
Ostatnie chwile
tylko wiatr ze mną spędził.

Moje życie jest takie trywialne,
a trywialne oznacza marne.

„Po mojej śmierci
niczego już nie będzie.” –
umieściłam to chyba
w swoim testamencie.

Moje życie jest takie trywialne,
a trywialne oznacza marne.

Niczego nie żałuje,
żałować nie muszę.
Przecież już wcześniej
wołałam, że się duszę.

Moje życie jest takie trywialne,
a trywialne oznacza marne.

Skoczyłam, bo nauczyć
chciałam się latać.
Za nieuniknionym
nie powinno się płakać.

Moje życie jest takie trywialne,
a trywialne oznacza marne.

Powód był prosty -
ciągła rutyna.
Nic mnie tam nie ciągnie,
nic mnie tu nie trzyma.



pesymizm z rana czyli kawa

zawsze mam depresje na wiosnę
bo wszystko wtedy jest takie radosne
a mi nie jest wcale zielono
w duszy nie gra mi w koło
słowik ani nawet mewa nie skrzeczy
boję się czasem takich rzeczy
jak choćby wstanie z łóżka
bo zawsze jest to lewa nóżka



Ostatnia paczka fajek.

To
wieczór mój ostatni.
Spaliłam się
na wiór.
Być,
albo nie być –
zgadnij.
Życiowy przerwę spór.
Spaliłam się
na wiór.



List do Pani Anny

Pani Anno, napisałam o pani wiersz.
Pokazałam go mojej pani od polskiego, a ona spytała :
-Kim jest Anna?
-Anna nie jest, Anna była. - skłamałam.
Ale to nieważne, ważne, że napisałam o pani wiersz.
Miał być wyjątkowy i doskonały, a niestety jak to mawiał Bursa śmierdzi szczyną.
Ale mogę przysiąc, że się starałam jak mogłam, lecz coś nie wyszło.
Nie jestem poetą, mnie nie ma.
Pani Anno szanuje panią więc wiersza nie przesyłam, choć mam ogromną ochotę wyrazić moje uczucia.
Nie chce, by żywiła pani do mnie urazę.

P.S. Wiem, że nigdy nie będziemy razem.


Krótko i zwięźle o ordynatorze pewnego szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych

Wraz z chorobą

zlikwidowali pacjenta.

Ten ordynator

to jest wredna menda.



Koci poranek.

Zbyt wyraźnie do mnie docierają dźwięki,
w mojej głowie kręci się i kłębi.
To zapach słońca i starego wina.
Krąży wciąż, drąży krew w moich żyłach.
Drąży i krąży, organy wyrywa.
Czasem wydrąży i wtedy wypływa.
Tak, tu się boję, nikt temu nie zaprzeczy.
Bo jak się można nie bać takich rzeczy.
Sufit podnosi się, to znów opada.
Tak studzę się codziennie z rana.
Herbata, wino, na sam koniec –
kawa.



Dzień dobry panie Freud.

Czasem w mężczyznach szukam ojca,
w kobietach bezgranicznej miłości.

Jestem jeszcze dzieckiem.

I choć ma mnie kto okryć ciepłym
kocem, zbyt krótkim, pod którym ciemność układa się
w bajeczne istoty.

Tak mi samotnie.

I choć w dzień uśmiech mam bezbolesny a i ręce niczego nie chwytające,
choć bez wahania w ogień wskakuję by raz za razem
płonąć.

Boję się, mamo.
Boję się, tato.

Czasem w ojcu szukam mężczyzny,
w matce bezgranicznej miłości.

Już niestety dorastam. 



długa podróż z domu do domu

(tyle tu wrzasków że nie usłyszysz
więc już od dawna nie krzyczę o pomoc)

stres stres stres
zjada mnie
wyrywa mięso
kawałek po kawałku
potrzebuję dobrego słowa
i odrobiny bezinteresowności
ale równie dobrze może to być wena
i odrobina rozumu
niech się stanie



ciekło ciepło

to za mało nie starcza
chce czuć zwierzęco
jak zwierzę szukać ciepła
i nie znajdować nigdy
kilku uścisków więcej
paru rąk głaskania oswajania
spadać wciąż z kanapy nie czując bólu
i na trzeźwo się kochać
bo okazuje się że tak też potrafię
chce byś był z tymi swoimi
wielkimi brązowymi smutnymi oczami
i długimi włosami
które wplątują się w usta podczas pocałunków
i nawet sperma niech śmierdzi bo coś śmierdzieć tu musi
by czuli że jesteśmy inni niż reszta



Bunt.


PIOTR MUSIAŁ
PO PROSTU MUSIAŁ
JA TEŻ MUSZE
JAK ON
PODOBNIE
WYZNAWAĆ PRAWDĘ
OBROTNIE

STEFAN PADŁ
PO PROSTU PADŁ
JA TEZ UPADNĘ
JAK ON
CZĘŚCIOWO
JUŻ JESTEM NA DNIE  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz