-Musimy przejść przez to pole, tam jest dziura w płocie na teren wojskowy, przejdziemy kawałek przez las aż dotrzemy do leśnej drogi koło bunkrów.
-Okej. - odpowiedziałam podekscytowana, zazwyczaj mało mówiłam, wolałam działać lub rozwijać wyobraźnię.
Nie bałam się tego, że mogą nas złapać, jedyne co mnie przerażało to dziki. Wojskowi wbrew pozorom byli mili. Zazwyczaj poważni panowie od razu miękli gdy przynosiłam im pod bramę owoce z ogrodu i świeże ciasto, śmiali się i żartowali. Czułam się przy nich wtedy bezpiecznie.
Przeszłyśmy przez dziurę w płocie, uważałam by nie zahaczyć o wystające pręty ubraniem, bo mama by załamała ręce że znowu wracam z podwórka jak z pola bitwy. W lesie było ciemno, światło słoneczne nie docierało przez gęsto rosnące drzewa, czuło się w nim coś magicznego, każdy chrzęst gałązki przypominał o tym, że możliwe, że nie jesteśmy tam same. W końcu dotarłyśmy do leśnej drogi i założyłyśmy na nogi rolki. Chwilę, a może trochę dłuższą chwilę jeździłyśmy na rolkach wzdłuż leśnej ścieżki, gdy zza zakrętu wyłonił się ogromny, zielony pojazd. Ciężarówka zatrzymała się kawałek przed nami, a my dałyśmy nura w krzaki, myśląc, że może jeszcze nas nie zauważyli.
-Widzę was. Co robicie na terenie wojskowym? - żołnierz wysiadł z czołgu i szedł w naszą stronę.
Zrezygnowane wyczołgałyśmy się z krzaków.
-Zgubiłyśmy się. - skłamałam.
-Nie możecie tu przebywać, odprowadzę was do głównej bramy. Dobrze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz