niedziela, października 23, 2016

Wiśnia w pigułce.

W liceum moi znajomi wiedzieli już na jakie studia chcą się dostać. Mnie przyszłość przerażała do tego stopnia ze wolałam się zabić niż ja przeanalizować. W końcu to był koniec jakiegoś etapu, brakowało mi kogoś kto by mnie wtedy wsparł. Mój brat który niedawno się powiesił tez chyba kogoś takiego potrzebował, chciałam być dla niego własnie tym kimś ale zabrakło mi czasu by się do niego zbliżyć. Sama miałam trzy próby samobójcze, wszystkie nieudane. Miedzy innymi dlatego liceum skończyłam z dwuletnim opóźnieniem, oraz dlatego, ze przez trzy miesiące przebywałam w szpitalu psychiatrycznym, potem było jeszcze kilka miesięcy w Monarze (zakładzie dla uzależnionych).

Jako dziecko chciałam zostać sławną pisarką, niczym Rowling która olśniona na serwetkach spisała fabule Harrego Pottera. Dużo czytałam i pisałam wiersze, jak na tak młodą osobę niektóre były odrobinę zbyt mroczne. Nie miałam wtedy przyjaciół, tylko kilka dobrych koleżanek, wolałam spędzać czas na basenie lub kursach tańca, a moim jedynym powiernikiem tajemnic był pluszowy miś którego nazwalam Jasiem Jeżykiem (zachowałam go do dziś na pamiątkę).

Pierwszą prawdziwa przyjaciółkę zdobyłam dopiero w gimnazjum, spędzałyśmy ze sobą prawie cale dnie. Godzinami słuchałyśmy muzyki rysując i rozmawiając o mało ważnych bzdetach. Według mojej mamy przechodziłam wtedy okres buntu - słuchałam ciężkiej muzyki i ubierałam się na czarno, często kupowałam ubrania w dziale męskim, a że nie miałam piersi to wyglądałam jak chłopak z długimi włosami. Miałam tez swój krotki epizod w harcerstwie z którego szybko wyleciałam za pobicie się z inna dziewczyna na obozie, nie było to nic osobistego dlatego mimo wszystko miło to wspominam.

Kiedyś uważałam papierosy za coś obrzydliwego, zaczęłam palić dopiero w drugiej liceum, za to alkoholu spróbowałam już w pierwszej. Czasem urywaliśmy się z lekcji by pójść do lasku i pic turbo cole albo vivat amarenę (tzn. napój zmieszany z najtańszym winem). Właśnie stąd wzięła się moja ksywka - Wiśnia, do dziś wiele osób tak do mnie mówi.

Nadal dużo czytałam, pisałam wiersze i rysowałam, wenę dawała mi od czasu do czasu trawka, acodin, lub mefedron. Mimo wszystko liceum zdałam z dobrym wynikiem na maturze. Przez te kilka lat pojawiło się w moim życiu parę nowych osób.

Po zdaniu szkoły nadal nie wiedziałam co dalej z sobą począć, wyprowadziłam się z domu i utrzymywałam jedynie z renty, którą dostaje z powodu stwierdzonej schizofrenii. Wynajmowałam pokój w centrum miasta wraz ze swoją dziewczyną z czego rodzice nie byli zbytnio zadowoleni. Chcieli żebym chodziła do szkoły wizażu i charakteryzacji, ja jednak nie przychodziłam na zajęcia. Całe dnie i noce spędzałam na zabawie w klubach i domu w którym mieszkałam (nigdy tam nie było pusto). Właścicielami tego domu było dwóch braci, oboje mieli po około trzydzieści lat. Z jednym nawet się zaprzyjaźniłam, ale skończyło się na tym, że z dziewczyną zerwałam, a on zrzucił mnie ze schodów. Tam to nie było nic dziwnego, alkohol lał się strumieniami i nie brakowało narkotyków. Do dziś mam wybity bark.

Tak właśnie wróciłam do rodzinnego domu by rozpocząć swój nowy etap w życiu. Trochę podupadłam na zdrowiu psychicznym i fizycznym dlatego wpierw musiałam dojść do siebie, a gdy nadszedł czas powróciłam do szkoły wizażu i charakteryzacji. Teraz staram się patrzeć z optymizmem w przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz